czwartek, 6 grudnia 2018

poznań. wiszące.


nic tak nie robi mi miasta nocą jak lekko drgające światła lamp wiszących między pierzejami… ulice Lizbony, Stambuł, Odessa; zapomniałam, że Poznań też tak ma. jak choćby tu, na Strzałowej. późny wieczór, szczypiące powietrze, świergot samochodów, gasnące kroki – i więcej już dziś nie musi się wydarzyć.


foto: mo

niedziela, 31 grudnia 2017

oslo. prześwietlenie.


pamiętam światło - białe i wielkie, wciskające się w każdy kąt tej ogarnialnej miejskości. nie dało się przed nim skryć. i nie chciało się tego robić.

fotos: mo

pamiętam słońce. i zimno. dwa w jednym, po sprawiedliwości - znoszące się wzajemnie, tak, że szło się przez miasto bez oporu, wnikając w kolejne dzielnice i, oscylacyjnie, wciąż stając na samej krawędzi fiordu.


pomimo, że byłam tam tylko przez pięć kwietniowych dni, Oslo to moje miasto 2017 roku. i nic już nie jest w stanie tego zmienić :)

źródło: google earth

sobota, 31 grudnia 2016

saloniki. te saloniki.


saloniki, thessalonike, thessaloniki, the saloniki, te saloniki... nazwy - niczym krągłe paciorki tasbiha, przesuwane jednostajnie grudniową nocą - wywołują na siatkówce pamięci ciągi niemych obrazów, bezwonnych dźwięków. gdy nie mogę tu sprowadzić dziewięćdziesięciu dziewięciu, a choćby i trzydziestu trzech - zadowolę się trzema koralikami.

fotos: mo

pierwszy koralik: miasto jest zarazem i dawne, i nowe, rozciągnięte tarasowo wzdłuż wybrzeża egejskiego, od przeciwnej strony przymknięte zboczami niewysokich gór. idąc regularnymi ulicami śródmieścia, wypełnionymi dwudziestowieczną, zazwyczaj brzydką architekturą kamienic, co jakiś czas trafiasz na naprawdę wiekowe ściany w większości nadal używanych budynków. Saloniki mają antyczny początek, więc to napotkane stare jest prawdziwie stare i, mimo, że pierwszą tkankę miasta rozniósł w pył czas, to dinozaury budowli, które przetrwały - głównie kościoły, mury obronne, meczety, targowiska - wystarczająco mocno poruszają zmysły, a przez to wyobraźnię przechodnia.


drugi koralik: na bazar trafiłam późnym popołudniem. a potem przez trzy dni wracałam tam w różnych porach dnia. jednak ta pierwsza wizyta - długie przejście po wyludnionym, gęstym, nieznanym labiryncie - najmocniej wpisała się w pamięć. powietrze drżące od ciszy, zatrzaśnięte witryny, zaciągnięte na kłódki rolety, puste, choć wciąż pachnące stragany, poplamione lady, ustawione w równe stosy puste skrzynki i kartony, koślawe, pojedyncze krzesła, delikatnie falujące w późnym słońcu markizy, sznurki, zasłony - wszystko porzucone i nikomu niepotrzebne. do następnego świtu.



trzeci koralik: badaczka formy urbanistycznej znalazła w Salonikach pewien fenomen tworzący lokalną regularność. flanerując rozległy, tętniący życiem dolny taras, co rusz natykałam się na przedziwne rozwiązania towarzyszące skrzyżowaniom ulic: budynki narożne, najczęściej czterokondygnacyje dziewietnastowieczne kamienice, z obu stron sąsiadują z późniejszymi, ośmio- dziewięciokondygnacyjnymi fasadami pierzejowymi, formującymi wysokie kaniony ulic dzielnic centralnych. to rozwiązanie stawia znane mi reguły urbanform design na głowie: kamienice narożne są co najmniej tak wysokie jak towarzyszące im pierzejowe. co najmniej, znaczy równe, bądź wyższe! nie spotkałam nigdzie sytuacji odwrotnej. aż do tych Salonik.. nie wiem dlaczego tak jest i nie chce mi się dziś, w Sylwestra 2016, snuć rozważań śladem jakiego wydarzenia są owe porzucone na skrzyżowaniach niewysokie narożniki. ale fakt pozostaje faktem. to be continued in 2017 :)

źródło: google earth

środa, 28 grudnia 2016

hamburg. mokre miasto.


kiedy odwracam się wstecz, w 2016, widzę Hamburg. i widzę go, jako wodne miasto. wodne przez rzeki - Łabę i Alster - poprzez jeziora - większe i mniejsze: Aussenalster i Binnenalster - lecz najbardziej przez jego posępne kanały.

fotos: mo

wyraźnie pamiętam jak przecinają tkankę miejską - wprawdzie nie tak konsekwentnie jak w Wenecji, gdzie cała przestrzeń publiczna zbudowana jest z udziałem wody - lecz gęsto i równolegle do solidnych, suchych ulic śródmieścia. przemierzając kolejne kwartały, oko, co rusz, zatrzymuje migotliwa tafla, ale też okalająca ją, dobrze zachowana i rozbudowywana infrastruktura śluz oraz nabrzeży, gotowych przyjąć wszystkich tych, którzy wybiorą alternatywną formę transportu.


trudno oprzeć się urodzie architektury formującej smukłe płaszczyzny ścian kanałowych pierzei - ścian, które poniżej linii okien regularnych parterów gładkimi powierzchniami murów zstępują niżej, w wodę. dużo tu mistrzowsko kładzionej cegły oraz kamiennych bloków, konstrukcji i elementów ze stali czy żeliwa, cennej stolarki okiennej i drzwiowej, a także przebudów oraz współczesnych interwencji - wpisujących się w mokre, handlowo-przemysłowe dziedzictwo miasta.


zaś samo miasto szczodrze udziela swej starej, zmieszanej energii zarówno mieszkańcom, jak i gościom, którzy niepomni na chimeryczną pogodę, przemierzają jego bruki, chciwie podpatrując architekturę kamienic oraz codzienność tuziemców - tych znikających w bramach czy w uchylonych drzwiach wejściowych, migających w niezasłoniętych oknach, tych pochylonych przy komputerach, bądź zanurzonych w rozmowie nad kuchennym stolem.


chimeryczna pogoda? tak, tydzień kwietniowego pobytu naznaczony bezustannym przedzieraniem się przez spadające pod przeróżnymi kątami strugi wody, ucieczkami przed gradem, walkami z wichurą, ślizganiem się po granitowych trotuarach i kocich łbach... kolejne dni w kolejnych dzielnicach spędzane na szukaniu knajpki z herbatą, by przesuszyć nogi i mapę, na kryciu się pod mostami i melancholijną obserwację milionów kropli łączących się z żywą i ruchliwą tonią miejskich wód. przewodniony Hamburg, ułożony w pół drogi między Morzem Północnym i Bałtykiem, to pogodowy pewniak dla amatorów wilgotnej miejskości... jak widać pod koniec roku: nie-do-zapomnienia! 

poniedziałek, 26 grudnia 2016

strumień. poprzez żywioły


Strumień usadził się w miejscu, gdzie Wisła wpada do Jeziora Goczałkowickiego, w trójkącie pomiędzy Cieszynem, Pszczyną i Jastrzębiem Zdrój. i jest tu już ponad 600 lat: najpierw, od 15. do 18. wieku jako miasteczko drewniane - dwa, trzy razy w roku zalewane przez wody przepełnionej Wisły - a od przełomu 18/19. wieku, po wielkim pożarze, odbudowane jako murowane.

fotos: mo

pomimo przewodnionego kontekstu i miękko meandrującego 300 metrów na południowy-wschód koryta młodej Wisły - założenie urbanistyczne jest racjonalne i regularne: centrum stanowi niemal kwadratowy (70 x 70 metrów) rynek. z jego narożników odchodzą ulice, będące przedłużeniem rynkowych pierzei: wschodniej, w kierunku południowym; południowej, w kierunku zachodnim; zachodniej (podobnie jak wschodniej) w kierunku południowym oraz najdłuższej, północnej zarówno na zachód jak i na wschód - jakby owym gestem chcąc powiększyć liczbę dobrze nasłonecznionych fasad...


mimo okresowo powracającego ognia, wielokrotnie niszczącego miejskie monumenty i pustoszącego mieszczańskie domy - sporo zachowanych do dziś kamienic pochodzi z końca 18. wieku. lokalna architektura określana jako śląsko-morawska, reprezentuje kamienicę ustawioną kalenicowo, ze stromym i przełamanym, siodłatym dachem, wychodzącym nawisami sporych okapów przed główne lico fasad, chroniąc ściany przed wodą idącą nie z dołu, od ziemi, lecz jako deszcz i śnieg, z powietrza. 


dobrze to wszytko działa, choćby pod koniec września: drobna skala, multifunkcjonalność, mieszanka tuziemców i napływowych, ogień i woda zapisane w formach architektury, chłodne ściany i posadzka placu, zamglone, choć jeszcze ciepłe, wczesnojesienne powietrze.

niedziela, 26 czerwca 2016

poznań. blisko ciała.



coś co raczej kojarzy się z Piertozawodskiem lub przedmieściami Wilna, niż ze sporym miastem w Polsce Zachodniej: parter kamienicy oszalowany deską. wszystko to trochę krzywe, wypaczone i spłowiałe, a sam dół ciemny, zawsze wilgotny. poza tym nieusuwalne szczeliny przy spotkaniu z  każdym innym materiałem.


to zupełnie inaczej oprzeć się o taką ścianę czekając na spóźnioną koleżankę lub pisząc pilnego smsa; czujesz ciepłą, miękką odpowiedź szorstkiej płaszczyzny, fakturę rowków i słojów - jeśli masz akurat na biodrach cienką, letnią sukienkę..

sobota, 25 czerwca 2016

budapeszt. piękna ulica.



spacerować! ulica zrodzona do spacerów! można to robić wahadłowo i o każdej porze doby. ulica Ede Paulay rano, w niepogodę.