sobota, 29 marca 2014

miasto. rytuały przejścia.




dotarłszy do wyśnionego miasta, pochylisz nisko głowę i wejdziesz weń, jak do bezpiecznego domu. dasz się pochwycić wiekowym murom. ogrzeje cię blask jego świateł, spojrzenia oraz język żyjących tu ludzi; zmierzysz jego wielkość swoimi krokami, poznasz ciałem kształt osobliwych zakątków, a po zmierzchu, słuchem nauczysz się rozpoznawać poszczególne miejsca. kiedy nadejdzie noc, wybierzesz jeden z centralnych placów i - wspierając głowę o ścianę - nieprzerwanie, aż po sam świt będziesz śnić o podróżach do nieznanych miast, pięknych i odległych od znanego domu.

czwartek, 27 marca 2014

wenecja i stambuł. materie miejskości.




Wenecja i Stambuł to miasta graniczne: sekretna Wenecja, trwająca na krawędzi wody i bagniska, podtapiana przez morze oraz kolejne fale najeźdźców, czego najświeższą ofiarą jest zwyczajna codzienność, znikająca pod naporem niesłabnącego turyzmu; oraz wpływowy Stambuł, usadzony na zetknięciu kontynentów, brutalnie modernizujący swoje zasoby, zalewany przybyszami ze wschodu, którzy, rozciągając w bezkres jego miejskość, zarażają miasto własną bezradnością. dwa starożytne organizmy nie-do-zapomnienia – ze względu na zaczarowany klimat miejsc, gorzko-słodkie historie ludzi oraz opowieści budynków, które widziały już wszystko, i z których materialnych ciał można to wszystko sczytywać.

zapraszam dziś do IKMu - będę spotykać Stambuł z Wenecją )




środa, 19 marca 2014

stambuł. latający dywan.




niekiedy nawet pojedynczy dźwięk lub delikatny zapach umie w jednej chwili przenieść cię w przeszłość, tak, że możesz w precyzyjny sposób odtworzyć przestrzeń, która była pierwotnie nim wypełniona. zdarza się też na odwrót: zobaczony obraz wyświetla na planie wewnętrznym osoby kompletną atmosferę miejsca z całym zasobem zmysłowym, z doznaniami dotykowymi, a nawet z uczuciem zmęczenia czy smutku, które było tam razem z tobą.

niewiele obrazów to ma, ale czasem udaje się w tym znużeniu czy zasmuceniu dopisać do robionej fotografii ukryty kod, który kiedyś w przyszłości umożliwi natychmiastową relokację. może to słynne Barthesowe "punctum", może inna magia sympatyczna - tak czy siak, kilka takich zdjęć tworzy mój osobisty skarb, do którego dostęp świadomie sobie ograniczam, w obawie przed wysączeniem się owej czarownej mocy jaką wciąż nade mną posiada..


sobota, 15 marca 2014

wenecja. rozmowy z kamieniem.




minęło tyle czasu, a ja często czuję na skórze wyraźną odpowiedź kamienia - gdy, pochłonięta przeciągającą się rozmową, stałam z biodrem wmontowanym we framugę drzwi wejściowych; gdy zapatrzona na miasto opierałam brodę o najwyższe otwory wieży Giorgio Maggiore; gdy przesiedziałam pół nocy na schodach któregoś z mostów; kiedy wzorem starych Wenecjanek wisiałam długie minuty nad ruchliwą ulicą, wsparta przedramionami o parapet hotelowego okna; czy gdy, zmęczona upałem, przysiadłam na cokole studni stojącej na środku placyku i natychmiast zasnęłam; a także w momentach, gdy ukradkiem kładłam dłoń na grubym, wytartym nosie Lwa sprzed Arsenału i kiedy bezmyślnie gładziłam zaobloną poręcz balustrady czekając na wodny tramwaj. nawet nie wiem czy to był wapień czy trawertyn - ten utkany włosowatymi pęknięciami biały kamień, ale dokładnie pamiętam jego odkształconą, chropowatą powierzchnię i porowate wnętrze widoczne w ukruszeniach; potrafię też natychmiast przywołać temperaturę jaką osiąga latem w pełnym słońcu i powolne tempo z jakim traci ją po zmierzchu. a także odczucie niedorzecznej plastyczności w zetknięciu z ciepłą skórą..

gwoli ścisłości, robiłam też jakieś inne rzeczy w Wenecji :) ale to był rodzaj kontaktu z miastem, który - jak widać po latach - moje ciało potraktowało poważniej niż moje ego. można z tego wyciągać różne wnioski, choćby i ten kwestionujący radykalną wymowę polskiego powiedzenia o wątpliwym sensie gadania ze ścianą :)


piątek, 14 marca 2014

gdynia i barcelona. materie miejskości.





Barcelona i Gdynia – dwa organizmy, które, mimo różnej wielkości i dziejów, w obecnym kształcie powstały w czasach nowożytnych: Gdynia, w ciągu lat międzywojennych, z niewielkiej wioski staje się ważnym polskim ośrodkiem miejskim; starożytna Barcelona, po przekształceniach końca XIX wieku, z miasta lokalnego wyrasta na istotnego europejskiego gracza. młodość obu miejskości widać wyraźnie w kompozycji urbanistycznej i w formach architektonicznych, w dynamice ulicznego życia oraz w dobrze rozwiniętych przemysłach kultury i turystyki. to także dwa znaczące porty - bałtycki i śródziemnomorski – usytuowane na krawędzi rozległych wysoczyzn, szeroko otwierające się na morze, na jego szczególny klimat, zmienność oraz na niewiadomą zawsze skrytą za horyzontem.

o spotkaniu Gdyni z Barceloną mówiłam w czwartek, 27. lutego w gdańskim Instytucie Kultury Miejskiej.




czwartek, 13 marca 2014

sopot. bookarnia mniam.




moja ulubiona strona Sopotu, to strona z książki w Bookarni - gdy stoję zaczytana na drewnianych schodach, przeszkadzając wchodzącym i schodzącym lub, przechylona przez solidną balustradę, poluję, sięgam, chwytam, pożeram.

potem nadgryzioną pozycję z aktualnego menu odkładam na półkę lub wnoszę na górę, by kontynuować konsumpcję. w momentach przejedzenia czy znużenia, popijam kawę albo, jeśli to nie wystarcza, spoglądam na wschód, na Jana Jerzego Haffnera lub we Franciszka Kubacza, ku zachodowi - gdzie odsunięte od głównych promenad, wiodą spokojne życie najstarsze sopockie wille, a straż miejska miota się między nimi w niegasnącym paroksyzmie karania przestępców parkingowych.



środa, 12 marca 2014

stambuł. zielone krzesło.




skąd to głębokie przekonanie, że gdybym mogła teraz usiąść na krześle postawionym 15 metrów od Złotego Rogu, i wypić duszkiem dwie ultra słodkie herbatki, postukując szklaneczką o spodek, a łyżeczką o spodek i szklaneczkę - to wszystkie obecne niewygody w mgnieniu oka by zniknęły: katar, zmęczenie, przedwiosenna depresja, która rodzi uczucie, że będąc dopiero w 71 dniu roku nie panuję nad jego przebiegiem..?

taką magiczną pewność wzbudza we mnie Stambuł; jak pełne mocy Sanktuarium, do którego długo się pielgrzymuje, by u kresu drogi paść na zielone krzesło i zostać uleczonym.

niestety się nie pielgrzymuje, lecz tylko marzy o pielgrzymce i jej zmysłowym finale: o niesfornym plusku fal na betonowym nabrzeżu, o pohukiwaniu mew, muzykujących silnikach barek, słodko-gorzkiej teinie we krwi i o śpiewnym języku mężczyzn - a coraz częściej także i kobiet - którzy krążą wokoło, zainteresowani dosłownie wszystkim: każdym dźwiękiem, turystą, każdą złowioną rybą  oraz nadciągającą chmurą, i którzy swoją, uwikłaną w materię miasta, obecnością bezustannie dają świadectwo życia in statu nascendi.