wtorek, 7 stycznia 2014

barcelona. trzecia nad ranem.




zupełnie pusto i cicho. nikogo z ludzi. czasem przebiegną węszące psy, przystając na moment przy słabo zawiązanym worku na śmieci - nocą trzymają się w grupie, po dwa, trzy i trochę strach je mijać w wąskim na półtora metra zaułku. ale nie są agresywne, podobnie jak te z Odessy czy Stambułu: zależne od ludzi, bardziej szukają empatii niż zaczepki.

za dnia pełne turystycznego, studenckiego i handlowego gwaru, po północy boczne uliczki w Sant Pere pozostają do rana bez życia. zakluczone drzwi i zatrzaśnięte żaluzje sklepików zalewa silne światło lamp, które wycina z pola widoczności wyższe partie fasad; natomiast spracowany chodnik oraz chropowate ściany parterów prezentują z detalami każdą plamę, szczelinę i szczerbę. powyżej, aż po głębie nocnego nieba, panuje mrok. do czasu. o świcie robotne słońce wstanie z morza, wygasi halogeny, powywozi śmieci, otworzy okiennice, odsunie rolety witrynom i puści w ruch niezmiennie pogodną codzienność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz