środa, 8 stycznia 2014

salamanka. solidność materii.



wyobrażenie miasta, które - niczym Jordańska Petra w skale - w całości jest wyrzeźbione z jednej substancji. idziesz wąskimi ulicami, mijasz rozszerzenia placów, znów wchodzisz w korytarz ulicy uformowany z obu stron przez kunsztowne ciągłe pierzeje, za którymi rozciąga się zwarta, solidna materia. trochę przypomina to zabudowę przedwojennego Głównego Miasta w Gdańsku, przedstawioną szczegółowo na planie Buhse'go, gdzie kwartały wypełnione były masą kamienic po brzegi swych granic, a intensywność zabudowy zbliżała się do 100%.

taka wizja - dla jednych klaustrofobiczna, dla innych ultra-bezpieczna i otulająca - wydaje się spełniać w Salamance. to o niej opowiadają monochromatyczne fasady, które, bez względu na wybraną sukienkę stylu, wszystkie uszyte są z tej samej tkaniny. Zarówno kołnierzyki gzymsów, zakładki pilastrów czy falbanki naczółków i balkonów pierzei - całość powstała z jednej olbrzymiej beli materiału. to samo dotyczy wewnętrznych kieszeni arkad i podcieni - jakbyś głęboko nie zaglądał, nie znajdziesz ni śladu podszewki.. 

metafora sukienki w tym momencie gwałtownie się wyczerpuje, gdyż opisywany obraz zakłada dalszą podróż z przestrzeni publicznej ulicy wgłąb kwartału zabudowy. podróż, będącą stopniowym wnikaniem w coraz bardziej ciasną i dotykową materię prywatności, prowadzącą poprzez zwężające się stopniowo korytarze, aż do osobistych sekretnych miejsc, skrytych przed daleką zewnętrznością, z jej chwiejnością, zmiennością, bezładem i wymagającą obcością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz